Gargangruel Gargangruel
3098
BLOG

Kogo chcą oszukać jowiści, nas czy siebie?

Gargangruel Gargangruel Polityka Obserwuj notkę 93

 

Jest chyba dla wszystkich oczywiste, że JOW-y są najlepszym sposobem wyboru jednoosobowej władzy wykonawczej – od wójta do prezydenta. Jednak sytuacja zmienia się diametralnie w przypadku wyboru reprezentantów do władzy ustawodawczej, zwłaszcza na szczeblu państwa. Tutaj JOW jest przestarzałym rozwiązaniem, zupełnie nie pasującym do współczesnego świata. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem brytyjskiego systemu wyborczego. Dlatego nie mogłem zrozumieć osób, które natrętnie i coraz głośniej agitują za wprowadzeniem takiego samego systemu w Polsce. Jednak ostatnio, w związku z „referendum” ogłoszonym – jakoś tak mimochodem - przez prezydenta Komorowskiego, postanowiłem uważniej przypatrzyć się argumentacji zwolenników JOW, z taką myślą, że może czegoś nie zrozumiałem albo się uprzedziłem, a system ten wcale nie jest taki złe. Przeczytałem więc podstawowe informacje o JOW, które podają jowiści (tak będę nazywał dalej zwolenników JOW w systemie brytyjskim) oraz przeanalizowałem uważnie komentarze, które dotychczas umieścili na moim blogu.

 

Ze strony http://blog.zmieleni.pl/JOW wynotowałem sobie najważniejsze zalety brytyjskiego systemu JOW.

 

1. W Wielkiej Brytanii obywatele mają bierne prawo wyborcze, w przeciwieństwie do Polski. W Wielkiej Brytanii kandydaci mogą zgłaszać się sami i nie ma potrzeby zbierania żadnych podpisów wyborczych, a w Polsce musimy głosować na listy partyjne, na ludzi, których znają tylko szefowie partii. O tym kto zostanie posłem w WB decydują obywatele a nie wodzowie partii.

 

2. JOW daje szanse ludziom, którzy sprawdzili się lokalnie.W małym jednomandatowym okręgu wyborczym poseł będzie podlegał nieustannej, skrupulatnej kontroli.

 

3. JOW to wprowadzenie osobistej odpowiedzialności posłów przed wyborcami, bo ci łatwo mogą ich odwołać

 

4. Taki system wyborczy prowadzi do powstania silnego rządu, mającego autentyczne poparcie obywateli. Wyborcy kontrolują rząd, a rząd musi prowadzić politykę, która odpowiada ich oczekiwaniom. Jednomandatowe Okręgi Wyborcze to silne państwo, wewnętrznie i zewnętrze oraz zamożne.

Wielka Brytania, USA, Kanada czy Australia, to kraje gdzie rządzące ekipy maja wyraźny, silny i bezpośredni mandat społeczny i są poddane skutecznej kontroli wyborców. I są to nie tylko potęgi ekonomiczne, ale i obronne, a także technologiczne, naukowe itd.

 

Czy to wszystko prawda? Spróbuję po kolei przeanalizować punkt po punkcie.

 

1. Bierne prawo wyborcze i niezależni posłowie

W wyborach z roku 2005 (takie mi się pierwsze otworzyły), na 646 mandatów kandydowało 3487 osób (2379 z 4 największych partii). Z tego kandydatów niezależnych było 180. Reszta to kandydaci najrozmaitszych partii i partyjek w łącznej liczbie 58.  180 kandydatów na 45 mln osób z biernym prawem wyborczym, to chyba właściwa skala ważności biernego prawa wyborczego dla mieszkańców GB.

Aby jeszcze lepiej uzmysłowić rangę niezależnych kandydatów, wymienię wszystkich wybranych w GB od 1950 roku, bo było ich raptem 13.

Capt. John MacLeod (1950), David Robertson (1959), S.O. Davies (1970), Dick Taverne, Eddie Milne (1974), Martin Bell (1997), Richard Taylor (2001), Richard Taylor, Peter Law, George Galloway (2005), Caroline Lucas (2010), Douglas Carswell, Caroline Lucas (2015).

 

2. Lokalni kandydaci i skrupulatna kontrola

Powtórzę tutaj historię opisaną w notce „Co w JOW-ach piszczy” http://gargangruel.salon24.pl/655281,co-w-jow-ach-piszczy bo opisuje ona dokładnie jak wygląda w GB dostęp lokalnych działaczy do kandydowania z ramienia ich partii i jak wygląda skrupulatna kontrola wyborców.

 

Obecny premier Wielkiej Brytanii David Cameron po ukończeniu studiów pracował przez 4 lata w departamencie badawczym Partii Konserwatywnej. Po wyborach 1992 został specjalnym doradcą rządu, początkowo w Ministerstwie Skarbu, później w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Pierwszą próbę dostania się do Izby Gmin podjął w 1997. Startował w okręgu Stafford, ale nie dostał się do parlamentu. Udało mu się natomiast w 2001 r., kiedy wygrał wybory w okręgu Witney. Okręg Stafford leży w  Staffordshire w regionie West Midlands, a okręg Witney znajduje się w Oxfordshire w regionie South East England. (Regiony w Anglii są jednostkami podziału terytorialnego, które można porównać do regionów pokazywanych u nas na mapach pogody.) Można by powiedzieć, że startował początkowo w Wielkopolsce, a dostał się na Podkarpaciu. Dodatkowo miał pecha, bo okręg Stafford wydawał się być „bezpieczny” dla Partii Konserwatywnej, która wygrywała w nim wybory od 1983 roku. Niestety w 1997 roku passa się odwróciła i okręg Stafford stał się „bezpieczny” dla Labour Party i pozostaje taki do chwili obecnej. Inaczej sprawa się miała z okręgiem Witney, który – już ponad 30 lat – jest „bezpieczny” dla konserwatystów. W latach 1983-1997 deputowanym do Izby Gmin był w tym okręgu Douglas Hurd, który w latach 1985-1995 był, najpierw, ministrem spraw wewnętrznych, a następnie ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. Kiedy w 1997 roku został dożywotnim parem Anglii, kandydatem konserwatystów z okręgu Witney okazał się Shaun Woodward, wschodząca gwiazda Torysów. Nie powinna zdziwić nikogo informacja, że wygrał wybory i został członkiem Izby Gmin. Wkrótce stał się głównym rzecznikiem konserwatystów (czyli ówczesnej opozycji) w sprawach dotyczących Londynu. Jednak w 1999 roku - po tym jak opowiedział się za uchyleniem prawa zakazującego promocji homoseksualizmu w szkołach, został odsunięty z pierwszego szeregu Partii Konserwatywnej.

Spowodowało to, że Woodward przeniósł się do rządzącej Partii Pracy, ale nie zrezygnował z mandatu. Jego konserwatywni wyborcy wezwali go do rezygnacji i stanięcia do wyborów uzupełniających pod sztandarem Partii Pracy, jako że zdobył mandat w „bezpiecznym” okręgu konserwatystów. Jednak Woodward odmówił i mimo krytyki, zarówno ze strony przedstawicieli Partii Konserwatywnej, jak i niektórych posłów laburzystowskich, „reprezentował” okręg Witney do końca kadencji. W 2001 roku nie starał się już o ponowny wybór z okręgu Witney (wtedy wygrał tam Cameron) i znalazł sobie „super-bezpieczny” okręg St Helens South w hrabstwie Merseyside w regionie North West England, czyli jakby u nas na Pomorzu. Z tego okręgu został wybrany w elekcjach 2001, 2005 i 2010.

 

3. Osobista odpowiedzialność posłów

 

Jednym ze sztandarowych haseł jowistów jest uporczywe twierdzenie, że w brytyjskim systemie JOW istnieje odpowiedzialność osobista posła przed wyborcamiw jego okręgu. Są odpowiedzialni, bo wyborcy ŁATWO ich mogą odwołać.

Otóż, to kłamstwo. Brytyjski system JOW nie zna instytucji odwołania posła. Nie zna i nigdy nie znał.

Najlepiej oddać głos profesorowi Przystawie.

 

O świadomość praw politycznej hydrauliki, Jerzy Przystawa

(…) Chciałbym natomiast przestrzec przed używaniem argumentu o odwoływalności posła w JOW. Rzeczywiście, w JOW możnaby posłów odwoływać, ponieważ wiadomo KTO go wybrał, a więc KTO ma prawo go odwołać, podczas gdy w OP takiej prostej relacji nie ma. A jednak ordynacja brytyjska nie przewiduje odwoływalności posłów! Dlaczego? Powód jest bardzo prosty i naturalny. W ordynacji brytyjskiej bardzo często zwycięzca uzyskał niewielką przewagę nad pokonanym. Czasem jest to wręcz remis i rozstrzyga losowanie. Gdyby w takiej sytuacji pozostawić furtkę w postaci możliwości odwołania posła poprzez np. zebranie 30% głosów, to w Wielkiej Brytanii nieustannie trwałyby procedury odwoławcze, bo ten który przegrał, powiedzmy jednym głosem, czując się skrzywdzonym, natychmiast zabrał by się do odwoływania swojego zwycięskiego rywala! I to by podważało cały sens wyborów! Tam jest inaczej: jeśli poseł kompromituje partię, która go wystawiła, to sama ta partia stara się go usunąć jak najszybciej, żeby jej nie kompromitował, bo to pewna przegrana w następnych wyborach. Itd. Temat możemy rozwijać. [2006-01-17 20:58].

 

4. Silny rząd, bogate państwo

 

Przyznam, że łgarstwo w tym właśnie punkcie najbardziej mnie irytuje. Jakoś jowiści „zapominają”, że JOW-y w systemie brytyjskim obowiązują na przykład w Zimbabwe, gdzie rzeczywiście silny rząd Roberta Mugabe doprowadził państwo do rozkwitu. JOW-y są też w Nigerii znanej z demokratycznego przekazywania władzy miedzy rządami wojskowymi i cywilnymi i w Kenii, w Malawi, w Indiach słynących z bogactwa i wielu innych byłych brytyjskich posiadłościach. Jakoś młodzi Polacy nie chcą tam wyjeżdżać mimo tych JOW-ów.

Gargangruel
O mnie Gargangruel

Jestem z Pragi. To widać, słychać i czuć.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka