Gargangruel Gargangruel
1290
BLOG

Wprowadzenie do debaty o oświacie

Gargangruel Gargangruel Społeczeństwo Obserwuj notkę 15

Przeglądając stare papiery znalazłem w nich pewną ciekawostkę, która – jak znalazł – pasuje do rozpoczynającej się ogólnonarodowej debaty o edukacji. Notabene jutro w Warszawie odbędzie się Społeczny Kongres Oświaty Polskiej z udziałem Minister MEN Anny Zalewskiej. Kongres odbędzie się w Sali SDP na Foksal 3/5.

Tym co znalazłem był stary plakat z informacją, że Duszpasterstwo Akademickie przy parafii św. Marka przy Trockiej zaprasza na dyskusję panelową wokół problemów wychowania pod hasłem: SZKOŁA – RODZICE   RZECZYWISTOŚĆ I OCZEKIWANIA. Było to w 1994 lub 95 roku, czyli już ponad 20 lat temu. Do dyskusji zaproszono panią dyrektor liceum im. Władysława IV,  panią dyrektor lokalnej szkoły podstawowej, dyrektora III liceum społecznego, dwie nauczycielki z „Władka”, panią doktor psychologii z WSPS, panią pedagog z UW i mnie, jako przedstawiciela Rodziców. Miałem wtedy stosowne do tego kwalifikacje, bo moje starsze dziecko chodziło do „Władka”, a młodsze było w podstawówce, czyli byłem na bieżąco.

W dyskusji mieliśmy szukać odpowiedzi na postawione pytania:

Jakie są oczekiwania rodziców wobec szkoły i szkoły wobec rodziców?

Jakiego typu oczekiwań szkoła nie czuje się właściwym adresatem?

Czy rodzice chcą i mogą mieć rzeczywisty wpływ na styl pracy w szkole?

Czy istnieje zapotrzebowanie na autorytet szkoły?

Czy szkoła uprawia „pedagogikę zdrowia” – pozytywny program wychowawczy czy „pedagogikę choroby” – zajmuje się tylko drastycznymi problemami?

Jak widać lata lecą, a my wciąż dyskutujemy nad podobnymi problemami. To najlepiej pokazuje stratę tych lat, gdyż znów znaleźliśmy się na początku drogi.

Jednak prawdziwą ciekawostką okazało się znalezione również moje ówczesne wystąpienie, które przeleżało się zapodziane gdzieś na dnie szuflady. To dziwne uczucie przeczytać własne poglądy sprzed 20 lat i porównać je z obecnymi. Coś się zmieniło, coś pozostało, ale na pewno wzrosło zrozumienie mechanizmów stałego obniżania poziomu edukacji.

Postanowiłem zamieścić tamten tekst, ciekaw uwag nad jego aktualnością bądź - wręcz przeciwnie – trąceniem myszką.

 

Zostałem zaproszony do wzięcia udziału w dyskusji jako przedstawiciel rodziców i należy to rozumieć tak, że mam dzieci chodzące do szkoły, natomiast w żadnym wypadku nie pretenduję do roli jakiegokolwiek reprezentanta rodzi­ców, gdyż - moim zdaniem, ktoś taki po prostu nie istnieje. Różnorodność poglądów, postaw i zachowań rodziców jest tak olbrzymia, że jakakolwiek ich reprezentacja byłaby prawdopodobnie niewiele mniejsza od ich ilości.

Poglądy, które będę prezentował są więc, z konieczności, moimi własnymi, z tym, że starałem się formułować je w taki spo­sób, aby były one możliwe do przyjęcia przez, mam nadzieję, większość rodziców. Zadaniem moim jest postawienie tez do dyskusji, której obszar określają postawione pytania. W sposób oczywisty ograniczę się do tych pytań, których adresatem mogą czuć się rodzice.

 

Zastanówmy się chwilę nad tematem. SZKOŁA - RODZICE      RZECZYWISTOŚĆ I OCZEKIWANIA.

Rodzice, to pojęcie jednoznaczne, wszyscy wiedzą o kogo chodzi, ale SZKOŁA to pojęcie nieprecyzyjne, wielo­znaczne. Jaka szkoła? Publiczna czy prywatna, ogólnokształcąca czy zawodowa? Spróbujmy więc sprecyzować pojęcie SZKOŁA, tak aby było ono możliwie uniwersalne.

Proponuję, aby poprzez termin SZKOŁA rozumieć zakład, którego celem jest przygotowanie młodzieży do życia w społeczeństwie poprzez uczenie jej odpowiednich umiejętności i przekazywanie odpowiedniej wiedzy. Tak rozumiana SZKOŁA jest przymusowa, gdyż społeczeństwo z jednej strony wymaga od swych członków pewnego minimalnego przygotowania, a z drugiej premiuje posiadanie właściwych umiejętności i wiedzy.

Jest faktem stwierdzonym, że społeczeństwa dysponujące większą ilością właściwych umiejętności i wiedzy (wyższymi kwalifikacjami) żyją na wyższym poziomie materialnym niż społeczeństwa nie dbające o umiejętności i wiedzę lub też dysponujące umiejętnościami i wiedzą, ale nieużytecznymi. Aby uprzedzić ewentualne uwagi dotyczą­ce tej tzw. „nieużytecznej” wiedzy czy też umiejętności, proszę zauważyć, że człowiek indywidualnie może posiąść taką ilość każdej wiedzy i umiejętności, jaką tylko zechce i zdoła.

Co do RZECZYWISTOŚCI. Każdy ma wiedzę o jakimś jej wycinku i możemy dowolnie długo dzielić się tą wiedzą, natomiast z trudem daje się ona uogólnić. Elementem wspólnym jest niewątpliwie brak środków odczuwany przez SZKOŁĘ, ale po pierwsze jest to czynnik patologiczny, a po drugie zagadnienie to może zdominować każdą dyskus­ję i tym samym uniemożliwić dojście do konkretnych wniosków.

Dlatego rezygnuję z jakiejkolwiek próby opisu rzeczywistości i przechodzę do OCZEKIWAŃ. Istniejące realnie oczekiwania rodziców są elementem rzeczywistości i dlatego nie będę się nimi zajmował. Sądzę, że każdy z nauczycieli mógłby przedstawić taki ich katalog, który by wszystkich zadziwił, a i tak byłby to tylko wierz­chołek góry lodowej.

Spróbuję natomiast skupić się na oczekiwaniach uprawnionych, czyli takich jakie rodzice, moim zdaniem, mają prawo mieć, gdyż wynikają one bezpośrednio lub pośrednio z definicji SZKOŁY i z funkcji, które ma ona spełniać.

 

Uważam, że rodzice mają prawo oczekiwać od SZKOŁY m.in.:

- posiadania jasnego, precyzyjnego regulaminu, którego znajomość i konsekwentne przestrzeganie byłoby obowiąz­kiem uczniów, nauczycieli i rodziców;

- posiadania zespołu nauczycieli całkowicie profesjonalnych, o wysokich kwalifikacjach, czyli o właściwych umiejęt­nościach i wiedzy;

- jasnej i konkretnej informacji jakimi umiejętnościami i jaką wiedzą dysponować będzie absolwent, który ukończy SZKOŁĘ z wynikiem pozytywnym;

- nauczania właściwych umiejętności i właściwej wiedzy, czyli dobrego rozeznania w obecnych i spodziewanych wy­maganiach społeczeństwa w stosunku do absolwentów;

- znajomości i nauczania przez fachowców różnorodnych technik ułatwiających uczniom uczestnictwo w społecz­ności (np. technik komunikacji czy negocjacji);

- sprawnego systemu oceny uzdolnień uczniów oraz jasnej procedury postępowania z uczniami szczególnie uzdol­nionymi;

- dobrej organizacji i sprawnego zarządzania.

Lista ta oczywiście jest otwarta i sądzę, że można ją rozszerzyć o dalsze rozsądne oczekiwania.

 

Czy rodzice chcą i mogą mieć rzeczywisty wpływ na styl pracy w szkole, ogólnie na SZKOŁĘ.? Przyznam się, że widzę ten problem inaczej, a mianowicie czy rodzice powinni w ogóle mieć wpływ na SZKOŁĘ, a jeżeli tak to czy potrafią to robić.? Rodziców chcących mieć wpływ na szkołę jest wielu, podobnie jak wielu jest takich, którym jest to doskonale obojętne.

SZKOŁA jednak to rodzaj kontraktu między nauczycielami, uczniami i rodzicami więc uważam, że rodzice, poprzez swych przedstawicieli, mają pełne prawo i obowiązek kontrolować wypełnianie tego kontraktu, podobnie jak SZKOŁA (czyli nauczyciele) ma prawo i obowiązek kontrolować wypełnianie kontraktu przez uczniów i rodziców. Przedstawiciele rodziców wybrani do pełnienia funkcji kontrolnych powinni umieć je spełniać i sądzę, że tylko oni mogliby mieć wpływ na SZKOŁĘ.

Inną sprawą jest udział w życiu SZKOŁY tych rodziców, którzy chcą i mogą pomagać swoim dzieciom poprzez dzia­łanie na rzecz SZKOŁY czy to organizacyjne, czy finansowe, czy w pewnych przypadkach nawet merytoryczne. Tu ważne są tylko chęć i możliwości. Te działania powinny być jednak całkowicie oddzielone od funkcji kontrolnych.

 

Czy istnieje zapotrzebowanie na autorytet SZKOŁY?

Zapotrzebowanie na rzeczywiste autorytety istnieje zawsze, gdyż są one elementami stabilizującymi, zwiększającymi  poczucie bezpieczeństwa. Należy jednak bardzo wyraźnie odróżnić autorytet od popularności. Pokusa zyskania po­pularności jest duża, gdyż jest to łatwiejsze od zdobycia autorytetu. Wielu ludzi, a zwłaszcza młodzież, ma kłopoty z rozróżnieniem tych pojęć, a nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że fałszywe autorytety są zjawiskiem bardzo groź­nym.

Autorytetu nie można zadekretować czy nakazać, trzeba go zdobyć. Możliwy jest więc autorytet danej szkoły, jeżeli w dłuższym czasie spełnia ona właściwie swoje funkcje i uzyskuje założone wyniki. Powoduje to wzrost zaufania do zakresu i metod jej działania, a to zaufanie z czasem przekształca się w autorytet. Nie można także zapomnieć, że zawsze istnieje możliwość utraty zdobytego autorytetu i trwa to zwykłe dużo krócej niż jego zdobywanie.

 

I kwestia ostatnia - "pedagogika zdrowia" czy "pedagogika choroby"?

Muszę przyznać, że dla mnie w tych sformułowaniach kryje się, jestem przekonany, że niezamierzone, wartościowa­nie. Zdrowie jest cenną wartością, natomiast choroba to w najlepszym razie kłopot. To co związane ze zdrowiem automatycznie kojarzy się jako lepsze niż to, co związane z chorobą. Któż więc opowiadałby się za chorobą, a nie za zdrowiem. Jednak spróbuję.

 

SZKOŁA, chociażby nawet tego nie chciała, nie ucieknie od wychowania. Samo wychowanie poprzez przykład jest nieuniknione. Proszę jednak zauważyć, że wiele elementów składających się na obraz dobrego, czy też właściwego wychowania, to techniki postępowania, zachowania się i jako takie są one wyuczalne. Nauka ich, z definicji, wchodzi lub może wchodzić w zakres działania SZKOŁY. Są to wszak umiejętności przygotowujące, czy też pomagające, do uczestniczenia w społeczeństwie.

Jeżeli z zagadnienia "wychowanie" wyodrębnimy określone, wyuczalne techniki postępowania, pozostanie w nim sfera wartości i ta sfera, moim zdaniem, leży wyłącznie w gestii rodziców.

Wyjątkiem są patriotyzm i postawy obywatelskie (np. poszanowanie prawa, uzgodnionych reguł), w które to wartoś­ci SZKOŁA, przygotowując przyszłych obywateli i to konkretnie obywateli Polski, ma prawo i obowiązek ingerować, o ile rodzice kształtują je niewłaściwie, bądź też wcale ich nie kształtują. Zdaję sobie sprawę, że określenie "niewłaści­wie" jest nieprecyzyjne i - co za tym idzie - dyskusyjne, ale istnieje tak wiele niekontrowersyjnych wzorców, że nie jest problemem wykorzystanie ich w celu stworzenia pewnego standardu, który może być uzupełniany przez rodziców zgodnie z ich systemem wartości.

Dlatego byłbym ostrożny z formułowaniem "pozytywnego" programu wychowawczego, gdyż pozytywny co innego oznacza dla osób wierzących, a co innego np. dla feministki. Natomiast problem ten nie występuje jeżeli konkretna szkoła określa się jako zdeklarowana światopoglądowo i jest możliwość wyboru różnych takich szkół.

SZKOŁA natomiast, rozumiana zgodnie z definicją, powinna interweniować w przypadku występowania proble­mów. Nie rozumiem tylko dlaczego dopiero drastycznych. Dla profesjonalistów sygnały o pojawieniu się problemu są czy­telne odpowiednio wcześnie. Zdarzające się, od czasu do czasu, dramaty, czy nawet tragedie, wcześniej nie sygnali­zowane nie są dowodem, że taki system jest zły, gdyż najczęściej okazuje się, że sygnały były - tylko zostały zlekce­ważone lub zbagatelizowane.

 

W kolejnej notce, za dzień lub dwa, napiszę jak widzę to w chwili obecnej, kiedy już nie mam dzieci w szkole, ale za to mam więcej w głowie. W zasadzie nic bym nie musiał zmieniać, ale dostrzegam teraz znacznie szerszy obraz zagadnienia.

Gargangruel
O mnie Gargangruel

Jestem z Pragi. To widać, słychać i czuć.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo